środa, 15 grudnia 2010

O wszystkim...

Pisałam dzisiaj próbny egzamin z części humanistycznej. Właściwie miałam cichą nadzieję, że będzie prosty. Nie był jakiś bardzo trudny, chociaż spodziewałam się łatwiejszego. Pytania o akcję "kopernikowską" Alka były nieco mylące. W końcu pasowało tam więcej niż 1 odpowiedź. Beznadziejna była jeszcze konieczność interpretacja i porównanie wiersza Szymborskiej do jakiegoś cytatu. Nie wiedziałam też czym jest... cokół (damn!). Rozprawkę napisałam (oryginalna w tej kwestii niestety nie będę :p) o Janie Pawle II; zresztą jak ponad 90% trzecioklasistów z mojego gimnazjum. Pomijając jakieś drobne usterki techniczne będzie ok. 45% (przynajmniej tak mi się wydaje), co i tak jest wysokim wynikiem, jak na próbny.

Dosłownie przed chwilą miałam telefon od pewnej hmm... wysoko postawionej osoby w hierarchii szkoły (co by nie mówić po imieniu ;)) Chodziło o dzień jutrzejszy. Jakże wielka była moja radość, kiedy usłyszałam, że nie mogę iść jutro na egzamin z części mat-przyr z powodu jasełek w straży. Jako, że moja obecność w zasadzie jest tam ewidentnie potrzebna, nie mam dużo do gadania. Nie, nie to, żebym się bała próbnego. Po prostu wolałabym oszczędzić sobie zbędnego stresu, z którym stykam się niemalże codziennie.

Od początku grudnia nie mam czasu przypomnieć sobie niczego z anatomii. Moja biologiczna wiedza chwilowo ukryła się w którymś niedostępnym zakamarku mózgu i nie potrafię jej odszukać. Obawiam się, że bez wyciągnięcia książki nic nie uda mi się zdziałać. Może wolny czas "poświąteczny" bardziej będzie mi sprzyjał poszerzaniu wiedzy z zakresu interesującej mnie dziedziny.

Doszłam jeszcze do wniosku (tak - wiem, wiem... za często zmieniam wątki, ale to jest silniejsze ode mnie), że nauczyciele oszaleli na punkcie kartkówek, sprawdzianów i wszelakich innych form sprawdzania naszych umiejętności. Rozumiem, że wystawianie proponowanych ocen, ale ludzie, zrozumcie... te oceny są proponowane. Dlaczego więc podnosicie to do rangi życia i śmierci? Chcę już święta. Chcę światełka, choinkę, gorącą czekoladę do łóżka, rodzinę w domu i tą wszechobecną radość z istnienia. 


Na co dzień brakuje mi uśmiechu na twarzy przechodni. Mijam ludzi zajętych sobą. Ludzi, których nie interesują inni. Chodzę ulicami, którymi przechodzi wiele osób. Wszyscy wiecznie się spieszą, krzyczą na dzieci, uciekają przed samym sobą. Właściwie chciałabym żyć w innych czasach. Nie wiem, jak było kiedyś. Wnioskując jednak z historii, możemy się domyśleć, że ludzie byli dla siebie milsi i bardziej serdeczni. Czas nie pędził tak niemiłosiernie, a w rodzinie można było znaleźć oparcie. Nie istniał "wyścig szczurów", a mimo to ludzie zyskali upragnione wykształcenie i robili to, co rzeczywiście chcieli w życiu robić. Dlaczego tak mało osób zwraca uwagę na potrzebujących? Dlaczego sami wymyślamy tematy tabu i rzadko wyłamuje się ktoś, kto przerywa barierę milczenia? Z pewnością wokół nas jest wielu ludzi, którzy nie mają tyle szczęścia, co my. Są przecież nieuleczalnie chorzy ludzie, którzy mimo wszystko nie poddają się i potrafią jak nikt inny cieszyć się kroplą deszczu, czy chmurą na niebie. To ludzie, od których sami moglibyśmy się nauczyć... jak żyć, aby pięknie przeżyć życie. Czy tak wiele wysiłku wymaga od nas rozmowa z kimś takim? Może moglibyśmy mu jakoś pomóc? Są głodne dzieci... Istnieje strona organizacji charytatywnej - Pajacyk. Wchodząc i klikając w brzuszek drewnianej zabawki możemy zapewnić gorący obiad jednemu dziecku. Czy to tak wiele? Czy nie możemy kliknąć i zwyczajnie pomóc? Dla nas to niewielki gest, a tak cieszy.

Ja sama chciałabym działać w jakiś sposób charytatywnie. Chciałabym komuś pomóc i mieć z tego satysfakcję dla samej siebie. Może przed świętami odwiedzę dom dziecka...? Może będę mogła zrobić coś, żeby wywołać uśmiech na twarzy tych maluchów?

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Przeszłam!


Przeszłam!!! 
Tak, przeszłam. Nie dociera do mnie to jakim cudem mogłam zdobyć 
94% z kuratoryjnego z fizyki. 
Nigdy nie byłam z niej orłem, a ten krótki okres czasu od października rzeczywiście wiele mi dał. Jak najbardziej jestem usatysfakcjonowana również z tego powodu, że do drugiego etapu zakwalifikowały się łącznie trzy osoby z powiatu (w tym oczywiście ja). Przede mną ogromnie pracowite święta. Zapewne spędzę je w większości na rozwiązywaniu zadań z zagadnień (pozwolę sobie zapożyczyć ze strony kuratorium): 
  • budowa materii
  • kinematyka
  • dynamika
  • elementy kosmologii
  • praca, moc, energia
  • procesy cieplne 
  • elektrostatyka

To był zakres materiału z I etapu + zupełnie nowe pojęcia obowiązujące mnie na II etapie: 
  • działania na wektorach, liczenie i rysowanie wartości wektorów wypadkowych z zastosowaniem twierdzenia Pitagorasa
  • dźwignia jedno- i dwustronna, bloczek ruchomy i nieruchomy, równia pochyła, kołowrót, 
  • przemiany energetyczne z uwzględnieniem zmian energii wewnętrznej 
  • bilans cieplny 
  • zmiany stanów skupienia, wykresy zależności Q(t), T(Q)
  • prawo powszechnego ciążenia
  • I i II prędkość kosmiczna
  • prawo Coulomba
  • natężenie pola elektrostatycznego

To tyle słów ewangelicznych na dzień dzisiejszy, jeśli chodzi o fizykę. xD
Z polskiego natomiast miałam 62% i wszystko zależy od tego, ile osób z województwa zakwalifikuje się do następnego etapu. Szczerze mówiąc przeraża mnie już sam materiał z fizyki… W każdym razie jestem przeszczęśliwa i w końcu ktoś docenił (jak to określiła moja fizyczka) „mój potencjał i umysł ścisły” oO 

W każdym razie okropnie się cieszę i... zabieram się za naukę do jutrzejszego sprawdzianu z historii, która dla mnie jest przedmiotem nie-do-nauczenia :( Nie wiem, nie potrafię się na niej skupić. Poza tym zawsze kiedy zaczynam się jej uczyć, wszystko wokół mnie wydaje się ogromnie interesujące. I jak tu się nauczyć? 

środa, 8 grudnia 2010

Wszystko razem

Ostatnio zauważam, że na nic nie mam czasu. Natłok sprawdzianów, kartkówek, pytań itp itd. mnie przeraża. Jeżeli dobrze nauczę się na jeden, to zawalę kilka kolejnych i nie ma mowy żeby wytrzymać psychicznie pisząc dziennie średnio 2 sprawdziany i kartkówkę o.O. Jest jeszcze opcja, że jestem przewrażliwiona, że od września będę w liceum i tam dopiero będę narzekać, ale ja po przyjściu ze szkoły już od kilku dni jedyne co, to wyciągam książki. Koło północy padnięta kładę się do łóżka i nie mam dla siebie nic czasu. Wszystkie plany na powtórzenie anatomii, czy chemii dostały w łeb. Dowalili nam jeszcze kościół. Wiem, że pewnie każdy przed bierzmowaniem to przechodzi, ale mnie kończy się już do tego wszystkiego cierpliwość. Pierwszy raz od kilku dni włączyłam komputer.

Za chwilę znowu pójdę do książek, bo jutro czeka mnie kuratoryjny z polskiego. Dzisiaj pisałam z historii za namową nauczyciela, jednak akurat na ten przedmiot w moim wykonaniu nie wierzę. Chciałam się przyłożyć do tego polskiego. Chciałam... Ostatnio dużo "chcę". Nie starcza mi na wszystko czasu. Jutro nie pójdę do szkoły. Przyjdę dopiero na 7 lekcję na konkurs. Wolę ominąć pisanie 3 sprawdzianów. Od początku tak bardzo staram się, żeby mieć dobre oceny. Staram się, ale im więcej "chcę", tym więcej staje mi na przeszkodzie. Także jutro konkurs z polskiego, a w piątek z fizyki. Będzie co będzie, chociaż chciałabym jak najlepiej. Zobaczymy...

W każdym razie trzymajcie za mnie kciuki. :)

niedziela, 5 grudnia 2010

Santa's comming

Tak więc tegoroczny Mikołaj spisał się wyjątkowo dobrze. Nieco przed czasem, ale to nie ma właściwie żadnego znaczenia. Dostałam wreszcie mojego upragnionego różowego GOSH'a i jestem prze prze przeszczęśliwa <3 Jutro klasowe mikołajki. Właściwie pierwszy raz od dłuższego czasu nie kupujemy sobie pierdółek w limicie pieniężnym do 15zł. Tym razem rzeczywiście nic z tych rzeczy nie ma. Planowaliśmy niby wyjazd do kina, ewentualnie lodowisko, ale i tak pewnie nic z tego nie wyjdzie. Szkoda, że to ostatni rok z obecną klasą, a wychowawca nie wykazuje jakichkolwiek chęci miłego spędzenia tych ostatnich kilku miesięcy.
Właściwie te mikołajki zapewne nie będą należały do najlepszych w moim życiu, bo kto normalny zapowiada na mikołajki przemówienie, 3 kartkówki i sprawdzian. Nie wydaje mi się, żeby sami chcieli być na naszym miejscu. To co ostatnio dzieje się na matmie przechodzi wszelkie pojęcie :p. Zrozumiem dużo, ale żeby na lekcji palić sobie zapachową świeczkę? :o Na to nigdy bym nie wpadła.

Życzę Wam wszystkim udanych Mikołajek









piątek, 3 grudnia 2010

Zaczynamy:)

Tak więc witam wszystkich. Nie jest to moja pierwsza próba z blogowaniem, jednak chcę ten blog poświęcić w szczególności medycynie. Od dawna mam jasno sprecyzowane plany na przyszłość i chcę się ich trzymać. Obecnie jestem w 3kl gimnazjum i zostało mi już niewiele czasu do przekroczenia progu szkoły średniej. Co nie będzie już dla nikogo niespodzianką, biorę pod uwagę jedynie bio-chem (no, ewentualnie bio-chem-fiz ;p). Prawdopodobnie będę musiała wyjechać z rodzinnego miasta. Chciałabym dostać się do pewnego renomowanego liceum i naprawdę solidnie przyłożyć się do przedmiotów, które będę musiała zdawać na maturze. Właściwie nie wiem skąd u mnie już w wieku 7 lat pomysł na medyczną przyszłość. Prawdopodobnie duży wpływ na mój wybór (który zresztą nie zmienił się ani razu) miała mama, która jest internistą. Od zawsze podobało mi się to, co robi i uważałam ją za ogromny autorytet; zarówno w rodzinie, jak i w sprawach związanych z zawodem.

Dla mnie medycyna to coś pięknego. Może i mam już jakieś zboczenie na tym punkcie, ale to mnie zwyczajnie kręci. Widzę siebie w przyszłości w fartuchu lekarskim, ratując życie ludziom. Nie mogę powiedzieć jaka specjalizacja podoba mi się najbardziej. Wiem, że nawet studenci wielokrotnie zmieniają zdanie. Poza tym na to mam jeszcze kupę czasu ;) Póki co wydaje mi się ciekawa kardiologia, pediatria i interna.

Założyłam bloga, aby móc z upływem czasu zobaczyć, jakie zrobiłam postępy. Chciałam się nim motywować do dalszego działania i czytać blogi studentów medycyny z krwi i kości xD. Tak na marginesie to właśnie jeden z nich szczególnie przekonał mnie do prowadzenia internetowego dziennika.

Dziękuję za uwagę, endorfina013 - niespełna 16-latka z pewnego małego miasta. :)